w mieście nie powinna pracować. Kiedy urodziłam dziecko, "przeganiała" reżyserów spod drzwi (nawet wybitnych, ale ona o tym nie wiedziała) i mówiła... Ni ma, nie będzie nadawać, ona ma dzieciaka... A na próby perswazji, odpowiadała niezmiennie:<br>- Weź se chłopie inną, co to, mało artystków, co to, ona jedna do nadawania, dajże jej spokój...<br>Próbowałam to potem naprawiać. Tłumaczyłam jej, żeby przynajmniej nie odpędzała, tylko dała mi z nimi porozmawiać. O niczym nie chciała słyszeć.<br><br><tit>TELEFON</><br><br>To ja uczyłam ją z niego korzystać. Mówiła do wszystkich dzwoniących po imieniu, opowiadając ludziom całe moje życie, przy okazji.<br>Pół roku błagałam, żeby nie odkładała