Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
mrużąc oczy.
- No to, Krzyś, chodź tu do mnie.
Na co czekasz?
Pójdziemy do ogrodu!
- Leć... - mruknął Piotr ściszonym głosem.
- Sami dopilnujemy porządku na mecie.
Na razie wygrywasz... (tekstangielski).
Dzień ten dostarczył mi zbyt wielu przeżyć, jak na jednego
biednego rekonwalescenta.
Przede wszystkim - świeże powietrze, którego nie wąchałem od tak
dawna, że z wrażenia nogi mi się uginały.
I zieleń drzew, krzewów, trawy.
Te obłoki zieleni, którą najpierw ujrzałem, a zaraz potem - każde
źdźbło, każdy listek z osobna!
Każdą żyłkę i puls soków.
Nasz wspólny oddech - traw, drzew, krzewów, mój i Heleny.
0, za wiele, za wiele zachwytu, jak na jednego
mrużąc oczy.<br> - No to, Krzyś, chodź tu do mnie.<br> Na co czekasz?<br> Pójdziemy do ogrodu!<br> - Leć... - mruknął Piotr ściszonym głosem.<br> - Sami dopilnujemy porządku na mecie.<br> Na razie wygrywasz... (tekstangielski).<br> Dzień ten dostarczył mi zbyt wielu przeżyć, jak na jednego<br>biednego rekonwalescenta.<br> Przede wszystkim - świeże powietrze, którego nie wąchałem od tak<br>dawna, że z wrażenia nogi mi się uginały.<br> I zieleń drzew, krzewów, trawy.<br> Te obłoki zieleni, którą najpierw ujrzałem, a zaraz potem - każde<br>źdźbło, każdy listek z osobna!<br> Każdą żyłkę i puls soków.<br> Nasz wspólny oddech - traw, drzew, krzewów, mój i Heleny.<br> 0, za wiele, za wiele zachwytu, jak na jednego
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego