policyjną przeszłością, patrzyli nieco pogardliwie na tych paniczyków, którzy zgłosili tak prędziutko, po uwolnieniu kraju, swój akces do partii. I wiem, że im nigdy nie dowierzali. Nieraz szeptał mi Polewka, że te Brandysy i Dygaty to taka dekoracyjna pianka komunistyczna. Dla prymitywnie myślących komunistów symbolem komunizmu były spracowane ręce, brak dbałości o wygląd, niezgrabne buciory. To była prawdziwa klasa robotnicza. Odciski na dłoniach były sprawdzianem przekonań.<br>Wierzył w to nawet Polewka, człowiek o dużej kulturze artystycznej. W Warszawie elegancików, którzy przyskoczyli do partii, było o wiele więcej aniżeli tych przedwojennych działaczy wywodzących się z robotniczych rodzin.<br>I właśnie Kazimierz, Andrzejewski, Dygat