skąd biła już jasność dnia i mroźne, świeże powietrze. - Wychodzić! Jesteście wolni! <br>- Hosanna! - powtórzył Horn. - Szarleju, Reinmarze! Wychodzimy, żywo! To nasi! Czesi! Jesteśmy wolni! Dalej, żywo, na schody!<br>Sam pobiegł pierwszy, nie czekając. Szarlej pobiegł za nim. Reynevan rzucił okiem na wygasłe, wciąż jeszcze parujące occultum, na skulonych w słomie debili. Pospieszył na schody, po drodze przestępując nad zwłokami Tomasza Alfy, któremu rozbijająca drzwi eksplozja przyniosła nie wolność, lecz śmierć.<br>- Hosanna! - na górze Urban Horn witał już oswobodzicieli. - Hosanna, bratrzy! Witaj, Halada! Na Boga, Raabe! Tybald Raabe! To ty? <br>- Horn? - zdziwił się Tybald Raabe. - Ty tutaj? Ty żyjesz?<br>- Chryste, pewnie! Jak