i nic. No niezupełnie nic, ale w sumie wychodziło kiepsko. Ja na przykład upierałam się przy supermarketach w piątkowy wieczór. Nie wielki hipermarket na obrzeżach miasta, tylko taki średni w mieście. Młody, niezależny mężczyzna też musi jeść. Piątek, po pracy, to jedyna okazja, żeby uzupełnić zapas szampana i kawioru (ulubiona dieta kobiet). Od razu widać, że nie warto zawracać sobie nim głowy, jeśli w jego wózku są pampersy. Poza tym łatwo i bezpretensjonalnie można nawiązać kontakt: "Ach, pan też uważa, że nie warto pić nic innego, tylko Dom Perignon." Niestety, moja teoria upadła po sprawdzeniu jej przez inne Cosmitki. One spotykały