tam doczekać końca wojny, zamiast wędrować taki szmat świata po to tylko, żeby dać się zrugać rotmistrzowi i wyładować w bawełnianym kołchozie. Żadnej znajomej twarzy. Sami obcy, zadowoleni z siebie mężczyźni. I ten blondasek, podporucznik, który zerka na nią przymrużonym okiem. Może on mógłby coś pomóc? Tylko nie trudno się domyślić, czego by w zamian zażądał. Przypomina się stary wierszyk: "Ewy, jesteście bez winy, jeno mężczyźni same skurwysyny!" Bieda z biedą w parze idą, chciało się płakać. "Jeśli mnie zaczepi, zgodzę się zostać jego kochanką, byleby ujrzeć zielone brzegi Persji. Nieprawdopodobnie to brzmi. Zielone brzegi Persji".<br>- Zmartwienia? - zagadnął przechylając się w