rana.<br><br>Nie wiem doprawdy, co Ciebie przejedna,<br>Moja Śliczna Biedna.<br><br>- Więc jak żyć?<br>Tu odchodzisz od stołu<br>Z talerzem w dłoniach jak z wielkim ciężarem;<br>Kobiecość niosąca i gorzkie zmęczenie.<br><br>Patrzę na czoła wysokiego cienia,<br>Na twych paznokci szarzejący ołów,<br>Na wąskie usta, co nie chcą być stare.<br><br>Nie wiem doprawdy, co Ciebie przejedna,<br>Moja Śliczna Biedna.<br><br>- Więc jak żyć?<br>Tu odchylasz się z wieńcem<br>Sponad gliny wzniesionej wysoko jak wieża,<br>I dajesz się unieść w milczący korowód.<br><br>Patrzę na chłodne kościoły wieczoru,<br>Na to, co było i nie będzie więcej,<br>Na studnie nieba, otwarte na <orig>ścieżaj</>.<br><br>Nie wiem doprawdy, czy