słuchać też jego nowych kompozycji, tego natłoku muzycznych abstrakcji, doskonale wypranych z ciała, pozbawionych choćby odrobiny uczucia, misternych jak płótno zapełnione takimi samymi półnutami. Grał ci je i jak zwykle szukał twojej aprobaty, a ty po raz pierwszy wzdragałaś się przed pochwałami. Nie mógł tego zrozumieć - przecież były doskonałe. Bezdusznie doskonałe - myślałaś z przerażeniem. Ściskało ci się serce, gdy pochylał się nad klawiaturą szczupły, prawie bezcielesny, podobny bardziej do doskonałego mechanizmu niż do człowieka. Gdy odwracałaś od tego widoku głowę albo gdy wychodziłaś, nie mogąc już znieść jego grania, on, jak w dzieciństwie, tracił na chwilę rytm, a potem starał się