Sam Bergman pokazuje swą bohaterską i połowicznie zwycięską walkę z ograniczeniami tej kultury i mentalności - a jednak i to mi nie wystarcza, choć fascynuje. Bo jest to nie tylko kwestia odrębności kultury, te kręgi przekracza się jak wiadomo, choć zawsze z pewnymi kłopotami. To także różnica czysto jednostkowego charakteru i doświadczenia biograficznego: właśnie tam, w mrokach dzieciństwa (dla mnie raczej - w jasności) najbardziej wyraźna.<br>Chciałem mieć Bergmana za nauczyciela, spowiednika, przyjaciela - i miałem! A tu ktoś mi ciągle go oddala i mówi: - hola, nie tak prędko, to świat za górami, rzekami, możesz go tylko poznać i trochę zrozumieć, nigdy - żyć w