Spodobało mu się nad Ubaganem i tyle - zaśmiał się.<br>Wędrowali pogadując, milcząc, żując kwaśne źdźbła trawy. Został za nimi spory szmat drogi, przysiadali na chwilę dla odpoczynku i szli dalej. Krajobraz się nie zmieniał, wciąż ten sam rozkołysany, suchy step, rozpostarty od horyzontu po horyzont, mogło się wydawać, że nogi drepczą w miejscu. Odczuwali znużenie, ale z uporem przynaglali się do marszu. Słońce dawno minęło południe, a upragnione arbuzy przyczaiły się gdzieś w spłowiałej dali. A może ich w ogóle nie było w tych stronach? Może to tylko legenda, wieść nie sprawdzona, którą jakieś licho przyniosło nad Ubagan? A teraz, kiedy