telewizji występował swego czasu Anatolij Kaszpirowski. Wystarczyło, by ten hipnotyczny Rosjanin przez kilka sekund wpatrywał się w nas z telewizora, a natychmiast polska dusza lgnęła ku duszy rosyjskiej. I teraz po latach czarnooki Sasza wbrew zimnym głazom Putina i wbrew wspomnieniom gruzińskich ślepi Stalina znów przyciąga do siebie swoją rosyjską duszą polskie dusze, cokolwiek zagubione. W dodatku przychodzi mu to tak łatwo, prosto, rzekłbym, discopolowo, łup, łup i głęboko aż do trzewi. Przypomniało mi się też, jak przez siedem lat mieszkałem w akademiku z 40 kumplami ze Wschodu. Lubiliśmy się. Piłem na imprezach, gdzie byłem jedynym Polakiem. Wokół mnie Białorusini, Ukraińcy