krzesał wspaniałe bryzgi, kierując je w nas. Z tej zabawy przerzucił się wkrótce w inną: w lekcję pływania, której udzielał Antonelli. Pływała ona, lecz niepewnie. Na koniec, podsadziwszy <page nr=203> ją na łódkę, zaproponował mi, żebyśmy się wypuścili,dalej. Przystałem na to chętnie. Woda była wspaniała. Zapominało się w niej o rozżarzonym, dusznym mieście. Po dwudziestu minutach, mając brzeg o dobry kilometr za sobą, zawadzamy stopami o piach: woda do połowy łydek. Siadamy.<br>-Odżywa człowiek - mówi Wieśniewicz. - Już mam tego piekielnego Rzymu po dziurki w nosie. Lato tu jest niemożliwe! Na szczęście, za parę dni koriiec. Pan, zdaje się, też już finalizuje swoją