wiecznego potępienia, surowych kar i mąk piekielnych,<br>i zastanawiałem się, skąd te wszystkie moje ucieczki, te moje krótsze i dłuższe nieobecności, wymykanie się spod czujnej opieki, i przyszło mi naraz na myśl, że może to nie ojcowie lazaryści, nasi opiekunowie i wychowawcy, są tak naprawdę surowi, wymagając od nas przestrzegania dyscypliny, ale po prostu zdążyliśmy od niej odwyknąć, i Albin, i ja, tam, na Północy, gdzie my sami postanawialiśmy, co przyjąć, a co odtrącić, i nie zawsze wszystkiego próbując, przy dobrym ostawaliśmy, co wypominał nam Kuba, i że, jeśli idzie o mnie, to gdyby nie ksiądz Grzegorz, jurodiwyj Griszka, na pewno