ilustrowany, po francusku, po angielsku, po polsku, po niemiecku, wciąż to samo: zaczął jako parobek, jako kelner, odźwierny, chłopiec na posyłki, marksista. Nagle coś zaświtało w tej łepetynie, coś zmajstrował, coś ukradł. Pomieszał, oszukał, i najpierw sklepik, potem warsztacik, potem filia, dom towarowy, fabryka, międzynarodowy koncern i kilkumilionowy obrót. Wreszcie fortuna, wszechstronne koneksje, wywiera presję gospodarczą na skorumpowane rządy pomniejszych państewek. Pieniądz traci dla niego wszelką realność.<br>Bomby spadają na jakąś wioskę, jakieś miasteczko. Kogoś gazują w komorze, rozstrzeliwują, ktoś tonie, ktoś zostaje spalony na śmierć. Jakie możliwości tu giną? Artykuły w gazecie, komentarze, fotografie, ewentualnie jakaś książka analizująca niepowetowaną stratę