ci szybko", "nieważne", dialogować na chwilę przestali, bo inżynier z portfela wyjął gołębia i wypuścił go w przestrzeń, gołąb został zręcznie przez Tęgopytka przechwycony i rozłożony na dwie pięćsetki zręcznie schowane do kieszeni, za oknem martwa fala opadła gwałtownie w dół, zniknęła, a Wanda zaszeptała do mnie "głowę też unicestwił, fuj, taki mocny potwór zupełnie się unicestwił", "czyżby?", "przecież widzę", inżynier natomiast powiedział głośno i uroczyście "gołębica nie wróciła, koniec kataklizmu", i wyjąwszy z kieszeni suwak logarytmiczny klepnął nim Tęgopytka w ramię mówiąc "byłeś, jesteś i będziesz inżynierem", "chlubą politechniki" - dodałem, "tak jest, chlubą politechniki" - powtórzył Henryk Wiator. Wznieśliśmy szklanice, uczciliśmy