do miasta do swojej ulubionej cukierni. Wyszedłszy stamtąd, zniechęcony do ulicy i osamotniony, wrócił do "Pacyfiku". I tu także: "na miłość boską, gdzie iść, co robić?" Bezradnie usiadł na łóżku. Przerażała go cisza pokoju i mebli tonących już w półmroku. Za oknem, na sali, dudniło coś i szumiało jak w garnku przyłożonym do ucha - a tu - środek wszechświata - pokój pusty jak beczka, po której łażą muchy. Słyszał czkawki motorów samochodowych, granie trąbek i rzegot dzbanuszków w kawiarni, a od czasu do czasu przeciągły, wgryzający się w mózg głos dzwonka hotelowego. Chwilami wszystkie te dźwięki zlewały się w jednolity szum, ginęły gdzieś