tamtejszym kierownikiem i wściekły przyszedł teraz do "Pacyfiku". "Tu coś śmierdzi, coś gnije, trzeba tylko dobrze nosem pociągnąć." Zmrużonymi oczkami badawczo przyglądał się kelnerom, patrzył na bufetowca, na kasjera i na salę, do połowy już zapełnioną gośćmi, kłaniał się i odkłaniał znajomym, przy czym twarz jego wykrzywiała się boleśnie, jak gdyby go coś gryzło na plecach, a on nie mógł się tam podrapać. "Nie, tu nic nie wywącham, trzeba iść dalej." Chwiejąc się na nogach krótkich niby korzenie zęba trzonowego, ruszył do kuchni. Na korytarzu zatrzymał się przy kasjerce. Nie, tej panny nie podejrzewał o nic, miał do niej wielkie zaufanie, a