chwila z mroku wyskoczy wilczur. Zamierali nasłuchując, ale wokół panowała cisza. Poruszali się niemal po omacku, wymacując na ziemi arbuzy wśród chropawych łodyg i liści. Wasyl kozikiem odcinał owoce od pędów, upychali arbuzy każdy do swojego worka. Strach naglił ich do pośpiechu, za dnia uwinęliby się w kilka chwil, w gęstych ciemnościach zdawało się, że tracą bardzo wiele czasu. Gdzieś w mroku węszył wilczur, zbliżał się stróż. Chłopcy dygotali, paliło ich do ucieczki, ale żal było czmychnąć nie napełniwszy worków. Płoszył ich każdy szelest, choć sami go wywoływali potrącając łodygi pełznące po ziemi. Raptem błysnęło światełko, stróż zapalił latarkę. Gdyby wiedział