nieruchomo, zmrużył oczy, potem je zamknął. Dłonie mocno zacisnął na kolanach.<br>Rodam zmierzał prosto ku studni.<br>Pies zrobił kilka kroków, stanął, zakręcił się wokół własnego ogona.<br>Magwer poruszył wargami, wyszeptał kilka słów.<br>Rodam stanął, rozejrzał się po placu. Znów ruszył, nie ku studni jednak, a ku kilku siedzącym pod drzewami gońcom. Doskoczyli do niego natychmiast, ale gdy coś powiedział, większość wróciła pod drzewo. W końcu został jeden. Patrzył na Rodama uważnie, choć z lekkim uśmiechem. Ciałem mężczyzny wstrząsnął dreszcz, zaczął machać rękami, kręcić głową, przestępować z nogi na nogę.<br>Kamień pod językiem rozgrzewał się. Magwer czuł ciepło i wiedział, że wkrótce