w tym akurat przypadku osobistym "wiekiem klęski" - artysta teraz właśnie zdaje się osiągać wyżyny zawodowej sprawności. Niewątpliwie jest jednak istotną cezurą, która oddziela epokę pięknego złudzenia od gorzkiej wiedzy o świecie i ludziach, niekoniecznie krańcowo złych czy krańcowo dobrych, bo pewnie takich, o jakich pisał Brecht<br><br>w "Operze za trzy grosze", że "hołdują dobru nie złu, ale warunki nie sprzyjają im".<br><br>Szyderstwo, drwina, ironia. Gniewni czterdziestoletni naszej sceny muzycznej nieprzypadkowo postanowili w tym czasie zaprezentować coś, co zupełnie nie mieści się w formule kultury rozrywki. Zapanował bowiem dojmujący przesyt niefrasobliwości, gonitwa za tanim, ale dobrze sprzedawanym przebojem przy dyktacie komercyjnych mediów