z przyjemnością, jak różowieją. Położył się na wznak i nogi nakrył kocem. I uśmiechnięty do ciepła ogarniającego ciało, zasnął. <br>Śniło mu się, że idzie sobie ścieżką, a ta ścieżka tak śliska, że myśli sobie, po co mi iść, kiedy mogę po niej holendrować, byle ostrożnie. I - ślizg na prawej nodze, hen, hen... a teraz na lewej... I tak mu się hojnie łyżwuje na zwykłych podeszwach, że niemal o celu wyprawy zapomniał... Skądże, bo oto wejście do groty. Zahamuje ostro, aż młaką torfową niebo obryzgał! To nic, deszcz niebo umyje. Gdzie tam. Deszcz chwilowo nieobecny, a niebo śmierdzącym bagniskiem zarasta. I tylko