zapytał, osądzając mnie zapewne po oddechu:<br>- Codzienne pijecie? <br> W powrotnej drodze do Szczors nie mogłem odmówić sobie tych pasztecików. Spożyte samotnie i na trzeźwo niczym nie ustępowały tamtym - zakarpianym. Wskutek trzeźwości( a i pamiętnej porażki Lonia), pani bufetowej się nie oświadczyłem, chociaż powitała mnie nader przyjaznym uśmiechem, jak starego znajomego, i - takim samym pożegnała. <br> Do Szczors wracałem w nastroju dziwnie pogodnym, jak na powrót do jakby nie było, pustelnia. Tak pogodnym, jakby mnie obdarzono kategorią D, a nie B. I chyba nie tęsknota za duszy wzlotami ku hrabiankom, ani za cielesną grawitacją ku Jadzi była przyczyną tego nastroju "s renit ", jaki mną