się na sylwestra, jeśli nie synami kacyków krakowskich.<br>Mijamy wille-rezydencje, koniec asfaltu i klinkieru, Milena znów szuka miejsca pod but; moje buty, dla których nie potrafię wybierać miejsc, wraz z nogawkami uwalane breją; wysokie ogrodzenie ciągnie się i ciągnie, trudno dociec, co tam takiego ogrodzono, skoro po drugiej stronie identyczny las.<br>- To tu - mówi.<br>W ogrodzeniu jest wreszcie furtka, naciska dzwonek, chwilę czekamy, potem rozlega się ujadanie i gdzieś ze spowitej zmierzchem głębi wybiegają nagle dwa wilczury; dopadają furtki niby jeden zjeżony kłąb sierści, warczący i obnażający kły, spragniony naszej krwi i bólu. Szarżują w furiackich susach, walą w furtkę