na głowicach filarów jak narciarze na podium, trzymając to pastorał, to ptaka drapieżnego, to księgę złotą. Tylko niebo sklepione nad nimi przez pomorskich murarzy było inne niż w jego, Hansowej, Bawarii. Tam lazury usiane gwiazdami, tu wklęsłości ciemnej północnej cegły, jak znaleziony na plaży miedziak. <br>Ruszył w stronę ołtarza. <br>"Kto idzie, idę środkiem kościoła... ja na niem... na pols... na pomorskiej ziemi. Ja, Niemiec, urodzony z ojca żołnierza poległego w obronie... Und morgen... die gaaaaaaanze Welt. Wargi zagryźć, żeby ta pieśń marszowa nie otwierała mi szeroko ust, żeby nie śpiewała we mnie ich... tamtych... pogrzebanym entuzjazmem. Mundur, błyszczące saperki po ojcu