choćby wyszła obronną ręką i z takiej opresji, mogłoby jej to jednak utrudnić swobodę manewru. Dosyć, że walczący "Cyklop" usiłował wydostać się na szerszą przestrzeń i nie widać już było w kipiących odmętach, co jest ogniem jego miotaczy, co dymem pożaru, co szczątkami chmury, a co miazgą walących się skalnych iglic.<br> <page nr=140> Zdawało się, że rozmiary kataklizmu osiągnęły już kulminację. W następnej chwili stało się jednak coś niewiarygodnego. Obraz zapłonął, rozjarzył się do straszliwej, kłującej wzrok białości, pokrył się ospą miliardowych wybuchów i w nowym przypływie antymaterii unicestwione zostało całe przyziemie "Cyklopa" - powietrze, szczątki, para, gazy i dymy - wszystko to obrócone w