szkiełek, które <br>dał nam pan Kleks na wypadek, gdybyśmy byli <br>głodni, po czym ruszyliśmy w kierunku wschodniej części <br>parku.<br><br>Przebijaliśmy się z trudem przez las wysokich pokrzyw, przez <br>ostępy dzikiego łubinu, nożem torowaliśmy sobie drogę <br>poprzez splątane gałęzie drzew, czołgaliśmy się <br>na czworakach pod zwieszającymi się tuż nad ziemią <br>gałęziami, kaleczyliśmy się o sterczące konary <br>i sęki, aż wreszcie stanęliśmy w samym sercu tajemniczej <br>gęstwiny.<br><br>Rozglądaliśmy się niespokojnie wokoło, uważnie <br>nasłuchując. Dolatywały nas ciche szmery, podobne do szeptów <br>ludzkich, jakieś tłumione śmiechy, szelest suchych liści, <br>potrącanych przez wystraszone jaszczurki.<br><br>Spojrzałem w górę. Wysoko nad nami rozpościerały <br>się potężne konary starego dębu