Polski płaszczyznach, niosąc na skrzydłach swych młodą wiosnę, otoczoną śpiewnymi chórami skowronków i szczebiotliwych jaskółek, ciągnącą za sobą długie wędrownego ptactwa sznury. A w miarę jak ten zgiełkliwy orszak niewidzialnej bogini przebiegał ponad niwami, topniały lody w brylantowe krople i śnieg poczerniały rozpływał się w tysiące drobnych strumyków, brzmiących po kamykach we wtór wiosennego ptactwa świegotowi. Bladozielone łąki stroiły się w pierwsze stokrotki; nagie jeszcze rosochate drzewa radośniejszą już przybierały barwę, zdało się, że pod ich grubą, szorstką korą widać krążenie soków, a długie ich ramiona, poruszane wiatrem przelotnym, nie przerażały już tym kościotrupim stężałych członków chrzęstem, lecz uginając się lekko