żywicznie pachnący świeżą tarcicą, ułożoną w stosach na przystacyjnym placu, to już Mila i Lalka ruszają z kopyta i granatowy powóz wiezie mamę i mnie szeroką ulicą pomiędzy małymi domkami, a za nami, w tumanach kurzu, w zapachu końskiego nawozu biegną bosonogie dzieciaki, czepiają się resorów. Mój świat, świat miękkiej kanapki, dominuje posłusznie nad biegnącymi dziećmi, nad mijającym mnie krajobrazem, fatamorganą, nierzeczywistością, co nie mieści się w topografii mojego myślenia. I nic nie wskazuje na to, że kiedyś rozerwą się krawędzie. Że czas wypluje mnie w cztery strony innego porządku.</> <br><br><div><tit>CIĄGI DALSZE I DALSZE</><br>Zbyt gwałtownie wypluje. Może dlatego zostanie we