wszystko domagało się ukarania, mandatu, popełniałem błąd za błędem, nie koncentrowałem się na grze, tylko na wyobrażaniu sobie, jak zostanę skarcony. <br>Panna Wypych nerwowo gasiła papierosa w zakrętce od słoika i wydmuchując ostatni dymek w stronę otwartego okna, podchodziła do mnie, po czym tkliwie ująwszy moją rękę, uderzała nią o kant instrumentu albo spuszczała z wielkim hukiem wieko pianina. <br>Ilekroć potem zbliżała się do mnie, nawet jeśli nie wyczuwałem w niej złych zamiarów, instynktownie uciekałem z rękami jak najdalej, a jednocześnie zasłaniałem głowę albo plecy, jeśli zdołałem, bo potem, kiedy opanowałem trudną sztukę obrony, tej dziecięcej asekuracji, panna Wypych również zmieniła