Typ tekstu: Książka
Autor: Marek Soból
Tytuł: Mojry
Rok: 2005
i nie było nikogo, kto potrafiłby coś zmienić, a on znikał i znikał, i znikał.
I umarł.
Mały Bouvier, miał wtedy może ze dwanaście lat, przyszedł tu kiedyś rano i powiedział, że pana Petrie wzięli do szpitala, a potem zobaczyłam tę jego żonę, chyba szła coś kupić, więc wybiegłam z kawiarni i zapytałam, a ona tylko machnęła ręka i w ogóle się nie zatrzymała, ale kiedy już była po drugiej stronie ulicy, to odwróciła się i krzyknęła: "Niech zdycha", a ja zamarłam tu na progu, trzymając drzwi, pamiętam ten jej gest i tę uniesiona do góry rękę, i chyba wtedy zrozumiałam
i nie było nikogo, kto potrafiłby coś zmienić, a on znikał i znikał, i znikał.<br>I umarł.<br>Mały Bouvier, miał wtedy może ze dwanaście lat, przyszedł tu kiedyś rano i powiedział, że pana Petrie wzięli do szpitala, a potem zobaczyłam tę jego żonę, chyba szła coś kupić, więc wybiegłam z kawiarni i zapytałam, a ona tylko machnęła ręka i w ogóle się nie zatrzymała, ale kiedy już była po drugiej stronie ulicy, to odwróciła się i krzyknęła: "Niech zdycha", a ja zamarłam tu na progu, trzymając drzwi, pamiętam ten jej gest i tę uniesiona do góry rękę, i chyba wtedy zrozumiałam
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego