one wreszcie zapisane.<br> Ale Wierzbickiemu utożsamiło się to z jakimiś "warszawskimi literatami", z nieśmiertelną "kawiarnią", z jakimś demoniczny "Krakowskim Przedmieściem", na którym po dziś dzień "lewica" knuje zgubne dla Polski, nierealistyczne intrygi. To już naprawdę mam Wierzbickiemu za złe. Po pierwsze, sprawa języka: powinien był pamiętać, że te wycieczki przeciw "kawiarni", wypady przeciw "warszawskim literatom", szarże na "Krakowskie Przedmieście" mają w PRL złą tradycję. Po drugie, sprawa rzeczywistości: Szanowny Autorze, opamiętaj się: jakie "Krakowskie Przedmieście"? i co miałoby się tam dziać, prócz Gleichschaltungu ZLP oraz zagrożenia Uniwersytetu? i co za "warszawscy literaci"? Naprawdę nie wiem, o co chodzi. Czy o kilkunastu