Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
jaki ty jeśteś śmieszny.

- Idź stąd! Po coś tu przyszła? - krzyknąłem szorstko, - Nic mnie to wszyśtko nie obchodzi. Głupia!

Po wyjściu Krysi poszedłem do łazienki, zmoczyłem włosy i uczesałem się starannie. Potem rozbiłem glinianą skarbonkę, do której od wielu miesięcy zbierałem pieniądze na aparat fotograficzny, wsypałem całą jej zawartość do kieszeni i bez płaszcza zbiegłem na ulicę.

Zapadał zmrok. Prószył drobny, mokry śnieżek. Wpadłem do najbliższego sklepu kolonialnego i za wszystkie pieniądze kupiłem czekolady "Gala-Peter" w tabliczkach.

Jak gdyby nigdy nic wszedłem do jadalnego i położyłem to wszystko przed Poliną.

- Adamczyk, co ty wyprawiasz? Tyle czekolady! - zawołała Polina i pociągnęła
jaki ty jeśteś śmieszny.<br><br>- Idź stąd! Po coś tu przyszła? - krzyknąłem szorstko, - Nic mnie to wszyśtko nie obchodzi. Głupia!<br><br>Po wyjściu Krysi poszedłem do łazienki, zmoczyłem włosy i uczesałem się starannie. Potem rozbiłem glinianą skarbonkę, do której od wielu miesięcy zbierałem pieniądze na aparat fotograficzny, wsypałem całą jej zawartość do kieszeni i bez płaszcza zbiegłem na ulicę.<br><br>Zapadał zmrok. Prószył drobny, mokry śnieżek. Wpadłem do najbliższego sklepu kolonialnego i za wszystkie pieniądze kupiłem czekolady "Gala-Peter" w tabliczkach.<br><br>Jak gdyby nigdy nic wszedłem do jadalnego i położyłem to wszystko przed Poliną.<br><br>- Adamczyk, co ty wyprawiasz? Tyle czekolady! - zawołała Polina i pociągnęła
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego