było w niej ani psów pociągowych, ani wózka, a więc rodzice gdzieś wyjechali. Pewnie do Czarnej Wsi, tam mieszkało sporo krewniaków. Mógł więc swobodnie pobuszować po domu. Wszedł do komórki, uchylając drzwi, by wpadał przez nie blask księżyca.<br>Przełknął ślinę na widok tylu wspaniałości. Pryzma buraków w jednym, beczka z kiszoną kapustą w drugim kącie. Na półkach worki z mąką, kaszą, pachnące łańcuchy suszonych grzybów. W koszach jabłka i gruszki, w skopkach mleko i ser. Jakże dawno nie widział tylu specjałów!<br>Sięgnął po garnuszek z piwem, przełknął trzy, cztery łyki, tak, by zwilżyć gardło. Ocierając ręką usta, odstawił garniec, chwycił chleb