otwiera bramę. Wstawiamy tę jego brykę do stodoły i zabieramy się stąd, zanim ktoś zobaczy. <br>- Zastanów się, kretynie - Rastafiński syczał z podłogi. - Daleko nie ujedziecie. A jego nie schowasz przed nikim, zapomniałeś? <br><br>Dobrze, że mi przypomniał. Próbował nawet ugryźć mnie w rękę, ale wymacałem na jego szyi metalowy łańcuszek z kluczem do elektronicznej obroży. Dziadek podniósł nogawkę, zdjąłem urządzenie. Zmniejszyłem do minimum obwód metalowej bransolety. Rastafiński kopał zajadle; nogi, chociaż krótkie, miał umięśnione i mocne. Z dużym trudem założyliśmy mu obrożę nad kolanem. <br>- Pójdziesz siedzieć, jak mamę kocham! - wycharczał.<br>- Jeżeli, to razem z tobą, defraudancie! Poczekaj spokojnie, znajdą cię na pewno