okien, snujące wiotką pajęczynę dymów nad wysokimi kominami z poczerniałej cegły. Kafar firmy Lehra z Dresden powoli posapywał w głębi wykopu dawnej fosy, nad Bramą Wyżynną przelatywało stadko gołębi, a kiedy, przysłoniwszy oczy, wpatrywaliśmy się w daleki horyzont poprzecinany wieżami św. Katarzyny, małego i dużego Rathausu, kopułą synagogi i zębatym konturem św. Trójcy, widzieliśmy za mgiełką ciemną smugę morza, ciągnącą się od mierzei do urwisk Orłowa, i wiedzieliśmy, że miasto stać będzie wiecznie.<br><br><tit1>Flanele, płótna, jedwab</><br>"Pani Walmann - Liselotte Peltz, drobna, krucha, w różowym turbanie związanym nad czołem, wołała niespokojnie pod oknem. - Co należy wziąć ze sobą, czy mówili, co należy