zaczyna się w chwili, gdy na pomoc zaginionym na Marsie wyrusza misja. I teraz mamy naprawdę wspaniały spektakl, który zawdzięczamy reżyserowi Brianowi De Palmie i specjalistom od efektów specjalnych, ale także ekspertom z NASA, którzy dbali o to, by każdy szczegół wyglądał wiarygodnie. Efekty są godne podziwu - pojazd kosmiczny, skafandry kosmonautów, szczegóły techniczne lotu, wszystko to daje wrażenie, jakbyśmy oglądali relację z prawdziwej wyprawy. A scena przygotowania misji do lądowania na Marsie, z nieplanowanym spacerem w przestworzach, to już najczystsza poezja. Oczu nie można oderwać od ekranu. Niestety, kiedy kończymy podziwiać popisy kosmicznej choreografii, zaczyna się najsłabsza partia filmu, czyli stopniowe