go taty, kiosk z lizakami, park Sienkiewicza, stukot kopyt i turkot dorożek po bruku, zapach końskiego moczu na postoju, płynące rzeki procesji w Boże Ciało, kiedy nasz dom stawał się wielkim, samotnym okrętem. Ale wewnątrz okrętu była lśniąca czernią biblioteka, moja zbawcza Arka, ta dziwna budowla z kryształowymi oknami na krąg nierzeczywisty, na mój na zawsze świat.<br>Pamiętam pierwsze oczarowanie bibliotecznym kręgiem, pamiętam tak mocno, że przychodzą do mnie wszystkie smaki i zapachy dawności. Zapach starej szuflady biurka i zapach miedzianego tygrysa, wypełnionego szklanymi kulkami. Zapach skórzanej teczki i wysychającego w kałamarzach atramentu. Zapach sadzy na parapecie i zgniły zapach siarkowodoru