Jeszcze nie wszystkie cenzury zdążyła wypisać, a tu niespodziewanie zajęcie w kuchni. Po co ta Gawlikowa...<br> - Marciniak, ady na waszym polu kierownik żyto żną!<br> Polecieli, Marciniak przodem, za nim jego baba i teście. Przymurowało ich do polnej drogi. Gapili się, słuchali. Miarowy, coraz bliższy rozmach długiego ostrza. Wysoko nad głowami krzywa gęba księżyca. Siność zmierzchu, opar, od stawu żabi chór.<br> - Panie kierowniku, com winowaty? Wszystkie brały, dlaczego pan do mnie złość ma? Com winowaty?<br> Marciniak pochylił się Surmie do kolan. Objął je. Zęby szczękały, jakby przemarzł w jednej minucie, a przecież było ciepło, rosa osiadła na pogodę.<br> - Jakby się dziedzic wrócił