urzeczony.<br>Margit wśliznęła się do szopy, usiadła na pniaku za plecami strażnika zajętego paleniskiem. Grzebał rękami w żarze, jakby się go ogień się nie imał, skwierczały pióra, które do palców przywarły, przykry swąd rozszedł się po izbie.<br>Dlaczego zabicie tych kogutów odczułam jak osobistą krzywdę? Nic się nie stało, reszta kurcząt znowu zapadła w sen, nie zauważą jutro, że jest ich mniej. Czy i nas tak porywa bezwzględna dłoń, w imię jakichś tylko dla niej oczywistych racji? Niedobre zwidzenia, jakbym parła na oślep ku czemuś, czego jeszcze nie ogarniam, ale co mnie dosięgnie. Czy w krzyku zarzynanych ptaków można posłyszeć własny