nas nie zje na surowo. <br>Hubert się zawstydził i popędził konia. <br> Bokiem, miejscami tylko brukowanej, uliczki płynął strumyk śmierdzącej wody, pełnej papierów, strzępów, skorup z jaj, łupin. Zapach cebuli i brudu wiał z każdych drzwi, za którymi widniały kulawe łóżka bez sienników, pierzem ziejące poduszki, garnki wyszczerbione, wiszące na sznurkach łachmany zbyt wyszargane, by do czegokolwiek jeszcze służyć mogły.<br>Wśród tej ostatniej nędzy ścian i sprzętów połyskiwały niechętne oczy w twarzach czarnych i wychudłych, a ręce żółte i drapieżne otwierały z trzaskiem drzwi i okna, by wyjrzeć na to nie widywane w tym przeklętym miejscu zjawisko - wypasionego konia i dobrze ubranych