tę stronę do rogu Żabiej, gdzie stali do późna z zadartymi głowami, słuchając, ale teraz w tych głosach było coś przejmującego, jak gdyby śpiewali skazańcy albo zwycięzcy - różnie to na mieście odczuwano. Jedni wzruszali ramionami: -Coś podobnego! i odchodzili oburzeni w rozgwar ulic pryncypalnych. Drudzy szli na te głosy, na łopot pieśni "czerwonych" nad bulwarami Piłsudskiego i Świętym Antonim, nad Zapieckiem i Matebudą, i w ciemnościach śpiewali to samo.<br>Szczęsnemu się zdawało, że słyszy Brońcię, ale jej sopran, choć silny, w żaden sposób nie mógł się przebić przez chór tak liczny i zgrany, to mu się tylko zdawało, bo widział ją