pod <br>stopami. Raz i drugi mignęły nad nimi bezszelestne, widmowe, lekko <br>promieniujące opalowym światłem sylwetki jakichś latających stworzeń.<br><br>Po kierunku, w którym widniała zielona poświata, Groszek zorientował <br>się w końcu, że obeszli żwirową polanę dookoła.<br><br>A więc pierwsze rozpoznanie zostało już dokonane. Teraz zatem - w stronę <br>morza.<br><br>Idąc śladem zielonej łuny na niebie ujrzeli w końcu pewną jakby <br>przerwę wśród drzew i zarośli - niczym zwyczajną, ziemską <br>przecinkę w lesie. Nie była chyba prosta, bo w jej głębi ciemność <br>gęstniała nawet. Ale musiała wieść do morza (lub do tego, co szumiało <br>niby morze), bo właśnie tędy, jak korytarzem, biegł ku nim nieustający