o kilka tygodni. Czas biblioteki, tego całkiem wyizolowanego miejsca, powoli wpływał na moje poczucie czasu; w nieunikniony sposób oddawałem się tej niespieszności, powolności, przesiąkałem nimi jak zapachem papierosów, w związku z tym zawsze spóźniałem się do pracy, spóźniałem się ze wszystkim, z każdą reakcją, pytaniem, odpowiedzią. <br>Nic więc dziwnego, że mało kto zaglądał do biblioteki. Dowiadywałem się co prawda, że ktoś o mnie pytał, czegoś potrzebował, ale mimo dokładnego opisu drogi nie umiał tutaj trafić. Bywały jednak takie dni, kilka razy w roku, jakby wszyscy nagle się zmówili, drzwi się nie zamykały, zrozpaczone kobiety szukały tu przyczyn rozwodów, niepewne wdowy obłędu