i odszedł. Kalias odetchnął z ulgą.<br>Następne dni upłynęły w spokoju. Nauczył się już trochę obchodzić ze zwierzętami, nabrał wprawy i doświadczenia, psy go słuchały, miał czas na łowienie ryb i zakładanie sideł. Wypoczywał i nabierał sił. Niedługo to jednak trwało. Klęska spadła niespodzianie.<br>Któregoś ranka Kalias zauważył, że dwie maciory nie chcą jeść. Wypędzone na pastwisko, położyły się pod krzewem kolczastej opuncji, ciężko dysząc. Nazbierał w gaju dębowym żołędzi, tego świńskiego przysmaku, ale maciory obojętnie spuściły łby. Przyniósł im wody, pochłeptały trochę. Zauważył, że uszy ich i skóra pokryły się czerwonymi plamami. Nie wiedział, co robić, ale bał się pójść