Typ tekstu: Książka
Autor: Bratny Roman
Tytuł: Kolumbowie - rocznik 20
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1957
jeszcze jeden wermut...
Spojrzał leniwie na zegarek. "Trzeba by już iść" - pomyślał niechętnie.
Był przekonany, że w pośpiechu, z jakim zmierzał w kierunku wczorajszej zabawnej strzelnicy, więcej było dawnego, wchodzącego w nałóg obowiązku punktualności niż chęci spotkania owej Danielle. Uczuwszy, że bije mu serce, zdziwił się słabą kondycją, że spieszny marsz tak go zmęczył.
Szła po przeciwległej stronie chodnika. Kolumb tu, na zaludnionej śmiechem, wdziękiem, tłumem. ulicy, uczuł przypływ radości tak wielkiej jak rozbitek na bezludnej wyspie na widok drugiego człowieka.
Dziwaczeję" - pomyślał i skręcił na jezdnię. Nie spostrzegła go. Szła drobna, ciemna, szła jakoś nieuważnie, to szybko, to znowu ze
jeszcze jeden wermut...<br>Spojrzał leniwie na zegarek. "Trzeba by już iść" - pomyślał niechętnie.<br>Był przekonany, że w pośpiechu, z jakim zmierzał w kierunku wczorajszej zabawnej strzelnicy, więcej było dawnego, wchodzącego w nałóg obowiązku punktualności niż chęci spotkania owej Danielle. Uczuwszy, że bije mu serce, zdziwił się słabą kondycją, że spieszny marsz tak go zmęczył.<br>Szła po przeciwległej stronie chodnika. Kolumb tu, na zaludnionej śmiechem, wdziękiem, tłumem. ulicy, uczuł przypływ radości tak wielkiej jak rozbitek na bezludnej wyspie na widok drugiego człowieka.<br>Dziwaczeję" - pomyślał i skręcił na jezdnię. Nie spostrzegła go. Szła drobna, ciemna, szła jakoś nieuważnie, to szybko, to znowu ze
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego