też stali i mniej stali współpracownicy, doradcy - wśród <br>których naczelne miejsce zajmował ks. Andrzej Bardecki, byli współautorzy od pisania listów teologicznie trudnych (mówię o listach prywatnych, nie do publikacji), wśród nich wierny przyjaciel o. Krzysztof Kasznica OP. Było to pasjonujące, ale wyczerpywało psychicznie. <br> Kiedyś Tadeusz zwierzył mi się, że czasami marzy o wielkim pożarze w redakcji. "Wyobraź sobie - mówił - wszystkie listy spłonęły i nie musimy odpisywać ". Bo dopiero to byłoby usprawiedliwieniem. Listy to była powinność, praca, racja istnienia. Od tego nijak nie można było uciec. Te listy stertami zalegały Tadziowe biurko, szuflady, teczki. Nie było segregatorów, nie było skoroszytów, nie było