Henio, jak na człowieka o ścisłym wykształceniu przystało, wypiliśmy więc na trzecią nogę i ja, pragnąc Henia pobudzić do mówienia przez połechtanie jego miłości własnej, zaopiniowałem "bez żadnej tremy mówiłeś, to się rzadko zdarza", "przed kim miałem mieć tremę? - inżynier na to - przed tymi kukłami, co mnie słuchały i oglądały?", "mimo to...", "przed tym barachłem? Przed tą bezkształtną masą?" - nacierał dalej, "najpierw o Basi", "dobrze, ale nalej". Po czterech kieliszkach wypitych w tak krótkim czasie inżynier odzyskał dawny wigor, "niczego się nie spodziewałem, Stasiu, niczego. Basia coraz bardziej była potulna, drżąca, na każde skinienie moje gotowa, jasno widziałem sens życia. Pewnego wieczoru