wiosna, mróz zelżeje, wywieziemy obornik, przyorze się. Chleb zawsze potrzebny. Ziemi się nie oszuka. Ona czeka, co jej należne, weźmie i urodzi, inaczej będzie głód.<br> - Czyj głód? Tych tu? - złościł się Andrzej. - Konie wezmę, z pana pozwoleniem albo bez, nieważne.<br> - Proszę. Żądam jednak pokwitowania. Podyktuję panu treść. Ja, Andrzej X, mimo sprzeciwu rządcy Surmy zabrałem z majątku Maleń parę koni, zaprzęg i tak dalej, na własną odpowiedzialność. Poda pan swój adres, miejsce, gdzie się pan zatrzyma, i datę.<br>- Niesłychane! - krzyknęła pani Krysia. - Uszom nie wierzę!<br>Temperamenty rosły. Większość była teraz przeciw Surmie. Praktykanci, "narzeczona", Krysia, nawet pani Ina ganili stanowisko kuzyna