Typ tekstu: Książka
Autor: Bojarska Teresa
Tytuł: Świtanie, przemijanie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1980
wiosna, mróz zelżeje, wywieziemy obornik, przyorze się. Chleb zawsze potrzebny. Ziemi się nie oszuka. Ona czeka, co jej należne, weźmie i urodzi, inaczej będzie głód.
- Czyj głód? Tych tu? - złościł się Andrzej. - Konie wezmę, z pana pozwoleniem albo bez, nieważne.
- Proszę. Żądam jednak pokwitowania. Podyktuję panu treść. Ja, Andrzej X, mimo sprzeciwu rządcy Surmy zabrałem z majątku Maleń parę koni, zaprzęg i tak dalej, na własną odpowiedzialność. Poda pan swój adres, miejsce, gdzie się pan zatrzyma, i datę.
- Niesłychane! - krzyknęła pani Krysia. - Uszom nie wierzę!
Temperamenty rosły. Większość była teraz przeciw Surmie. Praktykanci, "narzeczona", Krysia, nawet pani Ina ganili stanowisko kuzyna
wiosna, mróz zelżeje, wywieziemy obornik, przyorze się. Chleb zawsze potrzebny. Ziemi się nie oszuka. Ona czeka, co jej należne, weźmie i urodzi, inaczej będzie głód.<br> - Czyj głód? Tych tu? - złościł się Andrzej. - Konie wezmę, z pana pozwoleniem albo bez, nieważne.<br> - Proszę. Żądam jednak pokwitowania. Podyktuję panu treść. Ja, Andrzej X, mimo sprzeciwu rządcy Surmy zabrałem z majątku Maleń parę koni, zaprzęg i tak dalej, na własną odpowiedzialność. Poda pan swój adres, miejsce, gdzie się pan zatrzyma, i datę.<br>- Niesłychane! - krzyknęła pani Krysia. - Uszom nie wierzę!<br>Temperamenty rosły. Większość była teraz przeciw Surmie. Praktykanci, "narzeczona", Krysia, nawet pani Ina ganili stanowisko kuzyna
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego