do mojej kajuty pocieszyć mnie w chorobie, ale najbardziej tkwiło mi w pamięci, jak szwendała się w towarzystwie tego obleśnego sowieckiego Żorżika. Wyciągnąłem w jej kierunku rękę i chciałem pogładzić po piersiach, ale ręka natrafiła tylko na poduszkę z falbankami, którą Baśka dała mi z domu, i obudziłem się. Po morzu nie było śladu. Adres Marysi miałem już w głowie. Wystarczyło tylko napisać. <br>Przyznaję, że mimo regularnych odwiedzin to, co robiliśmy z Lusią z pobliskiej wsi, nie dawało mi odpowiedniej satysfakcji. Lusia opowiadała mi tylko o swoich kolegach z GS-u, o machlojkach kierownika, o sąsiadkach, która z kim i kiedy