literaturę poraża niemota. Przynależność do wspólnoty "synów Ewy", zamknięcie synów ziemi w kondycji ludzkiej, w jej "jęku i płaczu" sprawia, że głos pisarza nie osiąga nigdy "czystości" głosu modlitwy. Między literaturą a modlitwą rysuje się bowiem antynomia w zasadzie niemożliwa do przekroczenia, podobnie jak między "synami Ewy" i "dziećmi Bożymi" - musi umrzeć w nas stary człowiek, aby narodził się z Chrystusa nowy, czytamy u św. Pawła, tak samo literatura i jej "błazeństwa", "gra", "cyrkowe prestidigitatorstwo" jako rzeczy niedostateczne umierają i odpadają jak łuska, gdy dojrzymy odblask Prawdy i Miłości; po prostu nie są już potrzebne, za którymś zakrętem drogi możemy wybrać